był, może poczekać do rana. Zapewne będzie wtedy bardziej chętny

Drżę z niecierpliwości, oczekiwanie przeszywa mnie dreszczem. To było długie czekanie,
– W takim razie w dokumentach linii lotniczych powinien zostać jakiś ślad.
– Hairy, cicho!
Strach go paraliżował, gdy Hayes, łamiąc wszelkie przepisy ruchu drogowego, pędził do
Gardłowy pomruk i znowu syk.
tej chwili do dawna. Ale najwyraźniej ten dzień jeszcze nie nadszedł.
– Co?
Czego, przepraszam? Pomyślała okrutnie, bo szczerze mówiąc traciła zainteresowanie
jednym z nielicznych sprzymierzeńców Ricka w wydziale. Ale Bentza nie było w mieście tak
był wściekły i wcale tego nie ukrywał. To on zaproponował, by się spotkali w barze
– To sprawa służbowa – uciął Hayes i Bentz nie musiał odpowiadać.
– Weź się w garść – mruknął do siebie.
uczucia.
ocieniających pojazd, mogłaby równie dobrze być siedzibą rady miejskiej gdzieś na
wygrana lotto kluczbork

poza tym... pracujesz w niedziele?

Bentz nie był w nastroju. Czuł narastający ból głowy, a ponadto podczas upadku jego
– Kto wie?
– Nie wiem... – Pstryknął palcami. – Ale pomyślałem, że to kobieta, ze względu na buty.
wybory na rektora uniwersytet opolski

– A jednak to twój dar.

kluczykiem do dziurki. Ręka zbyt jej drżała i musiała spróbować
samochodu, z którym ustalił miejsce spotkania i odbioru auta. Zjawił
207
marcin daniec festiwal w opolu

A jeśli coś jej się stało? Nie, niemożliwe. Adam mówił przecież, że się z nią kontaktował. Wystarczy poprosić o telefon do Rebeki, i tyle, a potem... potem... no cóż, chyba musi pójść na policję. Na policję? Oszalałaś? Na litość boską, Caitie-Did, zamkną cię! Nie rób głupstw! Poczekaj. Poczekaj jeszcze jeden dzień. Na Boga, uspokój się. Ale w żaden sposób nie mogła uspokoić walącego serca. Wcierała szampon we włosy, mydliła ciało, a jej myśli cały czas gnały jak szalone. Wychodząc spod prysznica i sięgając po ręcznik, musiała przytrzymać się ściany. Nogi miała jak z waty. Zadzwonił telefon. Nie powinna odbierać; to pewnie znów dziennikarze. A jeśli to Kelly? Albo Adam? Wytarła włosy. Telefon znów zadzwonił. Owinęła się ręcznikiem i ociekając wodą, zmusiła nogi do biegu przez sypialnię. - Słucham? - powiedziała z bijącym sercem, z trudem łapiąc oddech i podtrzymując opadający ręcznik. - Mamusiu? - usłyszała dziecięcy głos. Był cichy. Przytłumiony... jakby dochodził z bardzo daleka. Caitlyn omal nie zemdlała. - Jamie? - wyszeptała. Powoli opadła na materac, próbując zebrać myśli. - Mamusiu? Gdzie jesteś? - Tak cicho. Tak niewyraźnie. - Jamie! - Nie, to niemożliwe. Jamie nie żyje. Nie żyje! Odeszła, gdy miała zaledwie trzy lata. Caitlyn zaczęła się trząść. - Kto mówi? - wydusiła z siebie. - Dlaczego mi to robisz, ty sukinsynu? - Mamusiu? - znów odezwał się delikatny głosik. Jeszcze cichszy. Jakby zmieszany. Poczuła ból w sercu. Dłoń zacisnęła w pięść, palce wpiły się w kołdrę. - Jamie! - To niemożliwe. Niemożliwe. A może. Gdyby tylko... - Kochanie? - wyszeptała. W głowie jej wirowało, straciła poczucie miejsca i czasu. - Jamie... jesteś tam? Cisza... tylko jakiś szum... Telewizora? O Boże! Caitlyn czuła, że coś w niej pęka. W gardle nagle jej zaschło, przełknęła ślinę i szczękając zębami, powiedziała: - Kochanie? Mamusia jest tutaj. Mamusia jest tutaj... Trzask! Połączenie zostało przerwane. - Nie! - krzyknęła rozpaczliwie. - Nie odkładaj słuchawki! Jamie! Córeczko! - Była przerażona, ale przecież wiedziała, że głos w słuchawce nie mógł być głosem jej ukochanego dziecka. Córeczka nie żyje. Tak jak inni. Do oczu napłynęły jej łzy. Sypialnia rozpływała jej się przed oczami. Ten telefon to potworny, okrutny żart. Zrobił go ktoś, kto chciał doprowadzić ją do ostateczności. Po omacku próbowała odłożyć słuchawkę, błądząc ręką po szafce. Śpij dziecinko i śnij dziecinko, bo szczęście tak krótko trwa. Złuda mija razem z nocą,

zazwyczaj zwiastował płacz typu „mokro, zmień pieluchę".
niczym kot, stając twarzą do niej, gotów bronić się przed
- Odsłuchałam... - zamilkła. Nie, nie sprawdziła sekretarki.
Uwaga apartamenty nad morzem sprzedaż - tylko teraz